20 lipca 2013

Zakładka w sikorki


Ta zakładka powstała jakieś trzy miesiące temu. Zamiast się uczyć do bardzo ważnych egzaminów - robiłam sobie krzyżyki. Ale nie mogłam się powstrzymać, tak mnie urzekł ten wzór. :) Jest to moja pierwsza w życiu haftowana zakładka, więc może nie jest jakaś wybitnie piękna, ale dobrze spełnia swoją rolę.
Materiał to len z bazarku, mulina Ariadna wyszywana trzema nitkami, z tyłu żółty filc. Nie miałam pomysłu na inne (mniej koślawe) wykończenie.



Za tydzień wyjeżdżam w nasze kochane Tatry na prawie dwa tygodnie, więc mnie nie będzie. Należy mi się odpoczynek (pierwszy z dwóch, ha!) po całym roku ciężkiej harówki. Matura, egzaminy zawodowe, pierwsza praca, trochu się tego nazbierało... 
W końcu wakacje! :)



16 lipca 2013

Jak to się zaczęło?


Dawno, dawno temu, za górami, za lasami, za siedmioma dolinami żyła sobie Mała Księżniczka...
A nie, to jednak nie ta bajka. :)

Mówiąc krótko - dziewczę ze mnie malutkie, już nie nastolatka, technik i studentka z Krakowa.
Haftem zainteresowałam się już w podstawówce. Nie pamiętam, co było pierwsze. Babcia - z zawodu krawcowa - dała mi zapas swoich mulin, a także igielnik w kształcie pomidorka. Ponad 20 nienapoczętych motków w kolorach pomarańczowy i brązowy oraz resztki w innych barwach. Wychowawczyni w szkole - nauczycielka plastyki - zwana przez wszystkich pieszczotliwie Ciocią Jagodzianką pokazała mi, jak się robi krzyżyki i podarowała pierwsze kawałki białej kanwy.



Potem kupiłam swój pierwszy nadrukowany szablon. Każdy krzyżyk w inną stronę, pełno supełków, ale to nie ważne. Liczy się to, że go w całości zrobiłam sam.



Drugi szablon leży do tej pory i czeka, aż go ktoś dokończy. Co jak co, ale do dużych gładkich powierzchni, to ja nie mam cierpliwości. Już nawet nie robiłam krzyżyków, tylko wzorki z książki o hafcie gobelinowym - mimo to i tak mnie to przerosło.



Raz z górki, raz pod górkę. Teraz jestem w trakcie trzech większych projektów.
Rok temu zaczęłam bieżnik na Boże Narodzenie, ale natłok nauki sprawił, że odstawiłam go na bok i sobie czeka. Druga praca to obrazek na ścianę do pokoju w kolorach z powyższego (i poniższego) zdjęcia. Trzecia praca to prezent na wesele, z którym wypadałoby się wyrobić do 10 sierpnia. Czy zdążę?


7 lipca 2013

Truskawkowy zawrót głowy


Sezon na truskawki się niestety kończy, nad czym bardzo ubolewam.
Moja kochana sąsiadka, u której zawsze kupuję łubianki, miała mieć jeszcze odmianą lipcową, ale po tych cholernych deszczach w maju i czerwcu niewiele się ostało. Zamrażarka już pełna owoców, kilka dni temu miałam na obiad naleśniki z serkiem waniliowym i truskawkami, dziś był kompot z truskawek z agrestem, a jutro, by wykorzystać ostatnie rzuty, będę robić dżemy jagodowo-truskawkowe. Cud, miód, malina - jak to mówią! Znaczy: truskawki! :)



W ramach truskawkowej akcji postanowiłam wyhaftować małą podusię-igielnik. Żałuję tylko jednego - zamiast kupić mulinę DMC, według której opisany był schemat, skorzystałam z internetowego zamiennika, by nie wydawać za wiele na nowe motki. I, brzydko mówiąc, dupa zbita, bo kolory sporo odbiegają od zdjęć oryginału. Nie twierdzę, że mi się nie podoba - podoba mi się bardzo! Ale już drugi raz w życiu się przejechałam na takiej zamianie i dopiero teraz wyciągnęłam z tego wnioski. Nie warto oszczędzać na mulinie, a jeśli już, to zamieniać kolory z głową, a nie jak to przeliczą jakieś tam bajty. Ehh.